Czy ludzie są stworzeni do walki, czy pomocy sobie nawzajem?
Przełomowa powieść „Władca Much” Williama Goldinga przedstawia wizję człowieka jako egoisty z wrodzoną skłonnością do konfliktów. Opowiada o grupie chłopców, którzy pod wpływem katastrofy trafiają na bezludną wyspę i muszą odnaleźć się w nowych, niesprzyjających warunkach. Szybko okazuje się, że ekstremalna sytuacja doprowadza do podziałów, chaosu i przemocy. Na jaw wychodzą skrywane agresywne instynkty i potrzeba kierowania się przede wszystkim własnym interesem. Czy jednak jest to prawdziwy obraz człowieczeństwa?
1. Wspólnotowość w trudnych warunkach.
Rutger Bregman, historyk i autor licznych książek i publikacji, również był ciekawy odpowiedzi na to pytanie. Odkrył, że sytuacja podobna do opisanej w książce zdarzyła się naprawdę. Sześcioro uczniów znaleziono w latach 60-tych XX wieku roku w pobliżu Tongi, archipelagu wysp na Oceanie Spokojnym. Aby dowiedzieć się, w jaki sposób przetrwali i jak wyglądały ich relacje, Bregman skontaktował się początkowo z kapitanem Peterem Warnerem. W 1966 roku łowił on ryby przy wyspie ‘Ata, gdy usłyszał krzyki i ujrzał z daleka grupę chłopców. Wyglądali na zaniedbanych, jakby żyli w tych warunkach od dawna. Kiedy podeszli, wytłumaczyli mu, że są uczniami szkoły w Tondze i mieszkają na tej wyspie od 15 miesięcy. Ku zdziwieniu kapitana okazało się, że to prawda, a zaginionym uczniom urządzono już nawet uroczystości pogrzebowe.
Jeden z ocalałych uczniów, Mano Totau, opowiedział Bregmanowi swoją historię. Na pytanie, jak zdołali przeżyć tak długo w trudnych warunkach, udzielił prostej odpowiedzi – współpracując ze sobą i pomagając sobie nawzajem. Ich strategią przetrwania było dzielenie obowiązków na drużyny po dwie osoby. Dwóch chłopców obserwowało okolicę, dwóch pilnowało ognia, pozostałych dwóch zajmowało się ogrodem. I tak na zmianę. Oczywiście zdarzały się między nimi kłótnie. Rozwiązywali wtedy konflikty w ten sposób, że jeden z uczniów szedł na jeden kraniec wyspy, a drugi kierował się na przeciwny, by trochę ochłonąć. Gdy już każdemu udało się uspokoić, wracali i przepraszali siebie nawzajem. Nie było to łatwe, ale dzięki takiemu podejściu zdołali przetrwać wszelkie przeciwności i frustracje, a to pozwala spojrzeć na naturę człowieka z większą nadzieją.
2. Ewolucyjna współpraca.
Dowodu na to, że człowiek może czerpać większe ewolucyjnie korzyści z unikania konfliktów, a nie przyczyniania się do nich, dostarczają teorie Karola Darwina. Zauważył on, że udomowione gatunki zwierząt mają pewne wspólne cechy. Cieńsze kości, mózgi mniejszych rozmiarów, oklapłe uszy i tak dalej. Co ważniejsze, różne elementy wyglądu sprawiają wrażenie, że zwierzęta te są bardziej bezbronne i przyjazne. Jest to tak zwany syndrom udomowienia, któremu uległ także człowiek.
Uważa się wręcz, że to właśnie zdolność do nawiązywania relacji opartych na współpracy i zgodności umożliwiła człowiekowi przetrwanie. Wędrowni zbieracze i myśliwi z czasów epoki lodowcowej tworzyli bliskie więzi, które przynosiły im liczne korzyści. Potrzebowali sprzymierzeńców, członków grupy, na których można było polegać. Zaufać, że inni będą odpowiednio wykonywać swoje obowiązki, móc okazać słabość w zranieniu czy chorobie, wierzyć we względnie sprawiedliwy podział dóbr. Bycie przyjaznym i otwartym na współpracę okazało się ewolucyjną korzyścią i formą przystosowania.
Wygląd człowieka na przestrzeni lat uległ znacznym przeobrażeniom. Porównując wizerunek człowieka sprzed 50 tysięcy lat, 10 tysięcy lat a obecnie, widać, że generalnie wyglądamy coraz przyjaźniej. Mniejsze czaszki czy utrata owłosienia rzucają się w oczy w pierwszej kolejności. Jest jednak wiele ewolucyjnych zmian, które służą głównie pogłębieniu relacji między ludźmi, jak zdolność do rumienienia się albo „kooperacyjne oczy”. Człowiek jest jedynym gatunkiem potrafiącym oblać się rumieńcem. W ten sposób nieświadomie zdradza swoje intencje i uczucia, ale też buduje zaufanie.
Mamy też specyficzne oczy. Twardówka, biała otoczka wokół tęczówki odróżnia nas od innych gatunków zwierząt. Pozostałe naczelne są jej pozbawione, co utrudnia śledzenie ich spojrzenia, sprawdzenia, na co patrzą. Człowiek jest pod tym względem otwartą księgą, bardzo łatwo określić, na co w danym momencie spogląda. I tak jak w przypadku rumieńców, pomaga nam to tworzyć więź i zaufanie. Pomyśl, jak wyglądałaby bliskość z partnerem czy partnerką, gdyby nie można było stwierdzić nawet, czy patrzycie sobie wzajemnie w oczy. O znaczeniu opartego na zaufaniu kontaktu w bliskich relacjach więcej mówi profesor Bogdan de Barbaro w naszym najnowszym kursie online „7 przykazań rodziny”. Jeśli szukasz dowodu na to, że człowiek jako gatunek wyewoluował do relacji i współpracy, wystarczy więc, że spojrzysz w lustro.
Zarówno zdolność do rywalizacji, jak i pomagania sobie nawzajem przynosi człowiekowi znaczne korzyści. Błędem jest jednak traktowanie idei współpracy jako sentymentalnego wymysłu czy naiwnej utopii. Powieść „Władca Much” obnażyła zło tkwiące w człowieku oderwanego od norm i reguł cywilizacji, ale to tylko jedna strona medalu. Rzeczywisty przypadek uczniów z Tongi przedstawia raczej opowieść o przyjaźni, nadziei i wspólnej pracy nad przezwyciężeniem trudności. Sięgając więc po słynną książkę, nie można też zapominać o drugiej historii, która wydarzyła się naprawdę.
Artykuł powstał na podstawie:
https://bigthink.com/videos/conflict-human-evolution-cooperation